Święto

Święto

W listopadzie minął miesiąc, odkąd trzynaście uczestniczek projektu poznaje historię Ośrodka Odosobnienia dla Internowanych Kobiet w Gołdapi i bada strategie oporu, jakie przyjmowały osadzone tam opozycjonistki. 10 listopada po raz pierwszy spotkały się z grupą byłych internowanych. Kilkanaście z nich przyjęło zaproszenie do Warszawy i zgodziło się podzielić swoimi historiami.

Zaczęło się od wspólnego śniadania, potem podzieliły się na międzypokoleniowe pary, jeden na jeden: performerka i była internowana. – Jest trochę jak w „Randce w ciemno” – żartowały niektóre. Trochę ekscytacja, a trochę stres, po obu stronach. Czy będę potraktowana poważnie? Od czego zacząć? Takie pytania krążą wśród młodych uczestniczek projektu już od jakiegoś czasu. Czy moja historia do czegoś się przyda? Czy wszystko sobie przypomnę? (to z kolei byłe internowane).

Miały dla siebie dwa dni. Mogły zdecydować – idziemy na spacer? Na kawę? Do domu którejś z nich, jeśli akurat jest z Warszawy? Rozmawiamy trochę dziś, a trochę jutro? Czy mamy dla siebie tylko parę godzin, bo obowiązki, wnuki, życie tu i teraz jednak domaga się obecności?

Tak się złożyło, że spotkanie wypadło w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. W Warszawie odbywał z tej okazji marsz. „Ten” marsz. Miały być dwa – pierwszy, organizowany przez polskie władze i drugi, organizowany przez środowiska narodowców, od lat będący punktem zapalnym w debacie publicznej. Trwały jeszcze jakieś mikro-przepychanki, ustępująca lada moment prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazała marszu narodowców, ci dogadali się z drugim, rządowym marszem: pójdą razem.W międzyczasie sąd cofnął zakaz organizacji marszu narodowców. Ludzie w Polsce trochę się w tym gubili ale efekt był jasny – pójdzie jeden marsz, największy z dotychczasowych. Znów rządowe media będą pokazywać (tylko) radosne rodziny z dziećmi, pozostałe (tylko) zamaskowanych barczystych chłopaków pod flagami z falangą. A w tym samym czasie kilkanaście par kobiet rozmawiało o oporze, wspólnocie, walce (niektóre nie lubią tego słowa).

11 listopada, wczesnym popołudniem kilka młodych uczestniczek projektu i kilka byłych internowanych spotyka się w kawiarni Teatru Powszechnego, by pożegnać się i podzielić na gorąco wrażeniami z rozmów.

Jedna z performerek wraca z marszu antyfaszystowskiego, zorganizowanego w kontrze do Marszu Niepodległości. Jej „para” – była internowana, z którą spędziła dwa dni – wraca z tego drugiego. Nie rozmawiały o tym. Było o Gołdapi, Solidarności, o tym, jak się zachować, kiedy Cię zatrzymują, o tym, że i wtedy, i dziś, protestujący mieli i mają swoje „ABC zatrzymania”. Obie wiedzą, co zrobić, jak Cię zgarniają (wtedy p z domu/pracy/ulicy, dzisiaj – z manifestacji), co i jak mówić (a raczej – żeby najlepiej nic), na jakie paragrafy się powoływać. Rozmawiały o tym jak wtedy i dziś fakt, że jest się kobietą, wpływał na sytuację zatrzymania. I jedna opowiadała: „Przyszło po mnie sześciu. Powiedziałam im: Jest was za dużo na mnie jedną! Proszę wyjść! – I dwóch wyszło. Potem stanęłam przed szafą z ubraniami i mówię, zastanawiam się niby na głos: – No nie wiem, które buty…Jak Panowie mówią, że na dwie godziny, to może klapki? Ale w sumie zimno, to może kozaki jednak. – I widzę, że jeden z nich, najstarszy, taki najbardziej ludzki jest, to już tylko do niego: – Ale może jednak lżejsze? A on na to – Te wysokie pani weźmie. To już wiedziałam, że na długo mnie biorą, że muszę zabrać więcej rzeczy”. A ta młodsza dodaje: „Jak Cię zgarniają, to jest ogromny strach. Ale częściej niż kobiety, obywają faceci. Za to my bardzo często słyszymy seksistowskie teksty. Mamy zapisane, co mówić, na jakie przepisy się powoływać. A jak nie ciebie biorą, tylko kogoś, to wściekłość i strach są takie same. Więc jedzie się na komisariat, całą grupą i siedzi tam, aż wszystkich nie wypuszczą. Żeby ci, których zgarnęli, nie zostali sami”.

No więc – o tym wszystkim rozmawiały. A potem poszły, każda na swój marsz, w setną rocznicę powrotu Polski na oficjalną mapę Europy. Niby wiadomo, że w tym masowym ruchu, jakim była „Solidarność”, że w samej „Gołdapi” były przedstawicielki różnych środowisk i światopoglądów. I że potem, po transformacji, te różnice jeszcze mocniej się spolaryzowały. Ale wiedzieć to jedno, a rozmawiać o oporze z osobą, która nie bała się nakrzyczeć na sześciu ubeków, a potem stać po drugiej stronie barykady, niż ona – to drugie. Dziewczyna mówi: Słuchałam opowieści o tym, jakie miała sposoby na funkcjonariuszy, jak się zachowywała podczas zatrzymania. I ja tę wiedzę wykorzystam teraz w mojej walce.

Close Menu