REPORTAŻ W TYGODNIKU POWSZECHNYM

REPORTAŻ W TYGODNIKU POWSZECHNYM

Kobiet jest 27. Dzielą się na dwie, prawie równe grupy.

Pierwsza: kobiety dojrzałe, z wydeptanymi ścieżkami zawodowymi. Niektóre jeszcze pracują, inne są już na emeryturze. Jak je nazwać? Opozycjonistki? Wszystkie siedziały w Ośrodku Odosobnienia dla Internowanych Kobiet w Gołdapi. Nie mówi to o nich wszystkiego, ale pasuje, więc na razie tak je nazwiemy.

W drugiej grupie najmłodsza z kobiet ma 20 lat, najstarsza może i pamięta stan wojenny, ale była wtedy dziewczynką. Aktorki. Animatorki. Aktywistki. Prawie każda z tych nazw pasuje do prawie każdej. Niech więc będzie: performerki.

W listopadzie 2018 r. obie grupy miały zasiąść przy wspólnym stole. Ale zanim to się stało, musiał pojawić się ktoś, kto je zebrał. Nazwijmy tego kogoś: reżyserki. Nazwiska za chwilę. Na razie słuchamy.

Najpierw opozycjonistki. Zanim usiądą w kręgu, witają się ze sobą, czasem od razu czule, czasem z chwilą rezerwy. Znają się wszystkie lub prawie wszystkie. Niektóre muszą się skupić, by przypomnieć sobie, patrząc na którąś z pozostałych: razem tam byłyśmy. Inne przyjaźnią się do dziś, twarz tej drugiej znają jak własną.

Ewa: – Zgodziłam się na to spotkanie, bo chcę się nauczyć mówić o tamtym miejscu.

Małgorzata: – Dziwi mnie projekt skoncentrowany akurat na tym doświadczeniu. To był strach, rozpacz rozłąki z najbliższymi, wymuszona bezczynność, nuda kiblowania. Czy akurat to ma być najciekawsze i najważniejsze?

Jolanta: – Mało pamiętam. Byłam tam cztery miesiące, a mam w głowie pojedyncze obrazy.

Anna: – Zanim tu przyjechałam, przejrzałam swoje pamiątki, listy i zapiski stamtąd. Chciałam odświeżyć pamięć, bo wszystkie złe wspomnienia schowałam do szuflady w mojej głowie i zamknęłam. W bieżącej pamięci trzymam tylko pozytywne obrazy: jak się tam nawzajem wspierałyśmy, jak śpiewałyśmy, jak obśmiewałyśmy ubeków.

Barbara: – Pomyślałam o ciągłości międzypokoleniowej: to takie wspaniałe, że młodym kobietom przyszło do głowy, by w naszym pokoleniu szukać czegoś ważnego, co przyda im się dzisiaj.

Teraz performerki. Siedzą na podłodze, w sali prób, w której od ponad miesiąca zagłębiają się w historię ośrodka w Gołdapi.

Iwona: – Chcę się dowiedzieć, jak każda z nich mierzyła się z konsekwencjami swoich działań.

Paulina: – Wiele razy byłam w Gołdapi na wakacjach i nigdy nie słyszałam, że był tam ośrodek internowania. Mam wrażenie, że mężczyźni więcej ugrali na historii.

Alicja: – Chcę zapytać o solidarność kobiet.

Helena: – Ja się na tę historię czuję za mała.

Kasia: – Początkowo też tak myślałam, ale teraz coraz bardziej zbliżam się do niej. Jestem tu, by poznać siłę kobiet. Na początku te historie wydawały mi się odległe. Onieśmielała mnie też nasza grupa – kobiet silnych i głośno mówiących, co myślą. Wydawałam się sobie za cicha. Jestem z małej miejscowości na Podkarpaciu, w moim domu nie mówiło się i nie myślało o oporze. Historia istniała dla mnie zawsze na kartkach podręcznika. A teraz w losach tych konkretnych kobiet łatwiej mi się przejrzeć. I wyobrazić sobie siebie w ich sytuacji.

Alicja: – Historię ciągle się pisze z męskiej perspektywy.

Tekst jest fragmentem reportażu „Kuracjuszki”, który ukazał się na łamach Tygodnika Powszechnego.

Cały reportaż dostępny TUTAJ

Close Menu